11 grudnia, 2014

„Nasza praca nad dyrektywą była pionierska”

Rozmową z Danutą Jazłowiecką – europosłanką, laureatką nagrody Labor Mobilis rozpoczynamy cykl „Trzy razy o delegowaniu”. W jego ramach dr Marek Benio – Wiceprezes Inicjatywy spotka się z ważnymi postaciami związanymi ze środowiskiem mobilności pracy. Nasi rozmówcy usłyszą za każdym razem trzy pytania, które dotyczyć będą tematu delegowania pracowników.   dr Marek Benio: Miło wspomina się inicjatywy zakończone sukcesem. Dlatego wróćmy w dzisiejszej rozmowie do prac nad dyrektywą 96/71/we, której była Pani główną sprawozdawczynią. Parlament powierzył prace nad jej projektem Komisji ds. Zatrudnienia i Spraw Socjalnych. Dyrektywa dotyczy w równym stopniu swobody świadczenia usług jak i praw pracowników delegowanych. Jak układała się współpraca z Komisją ds. Rynku Wewnętrznego i Ochrony Konsumentów i czy nie ma Pani odczucia, że w polityce europejskiej brakuje międzysektorowego spojrzenia na poszczególne zagadnienia?
Danuta Jazłowiecka: Przebieg każdej sprawy w Parlamencie Europejskim zależy od osoby prowadzącej – na ile jest zaangażowana, na ile zna tematykę i narzędzia, z których może skorzystać. Dyrektywa wdrożeniowa była pierwotnie opiniowana wyłącznie w Komisji ds. Rynku Wewnętrznego i Ochrony Konsumentów. O zaopiniowanie jej także w Komisji Prawnej musieliśmy się postarać dodatkowo. Wiedzieliśmy, że to ważne, ponieważ zauważyliśmy, że dyrektywa zawiera kwestie, w których jako członkowie Komisji ds. Zatrudnienia i Spraw Socjalnych nie jesteśmy kompetentni. Dlatego oficjalnie poprosiliśmy o dodatkową ocenę. W Parlamencie bywa też tak, że sprawozdanie realizowane jest przez dwie komisje jednocześnie. Dzieje się tak wtedy, gdy treści danego dokumentu są bardzo ważne dla jednej i drugiej komisji.
MB: W pracach nad wspólnym dokumentem dąży się do rozwiązań o charakterze kompromisowym, bo zawsze występują jakieś sprzeczności interesów. W przypadku dyrektywy wdrożeniowej było ich wiele. Jak Pani wspomina prace prowadzące do tego kompromisu?
DJ: Dla mnie praca nad dyrektywą była kapitalnym doświadczeniem. Wzbogaciła moją wiedzę, ale także praktykę dotyczącą sposobu pracy w Parlamencie Europejskim. Dostrzegłam jak ważna jest stała komunikacja ze środowiskami w kraju i przekazywanie swoich intencji, które kryją się w treściach dokumentu. Starałam się „wchodzić w buty” odbiorców czyli tych, którzy będą korzystali z zapisów, nad którymi pracowałam. Próbowałam tworzyć je tak, aby były dla każdego zrozumiałe i łatwe do realizacji. Miałam świadomość, że ten dokument będą czytali także ludzie, którzy nie mają doświadczenia w interpretowaniu aktów prawnych.
MB: Czy w trakcie tych prac były elementy, które można byłoby z dzisiejszej perspektywy ulepszyć, usprawnić?
DJ: Tak, w początkowej fazie prac brakowało mi lobbingu z Polski, która ma najwięcej doświadczenia – deleguje najwięcej pracowników. Przyznam się, że sama występowałam do różnych instytucji z prośbą, aby spotkały się ze mną, bądź przesłały mi uwagi do projektu nowej dyrektywy. Dyrektywa wdrożeniowa to nie jest odosobniony przykład. Bardzo często lobbyści z Polski przychodzą do nas za późno... Ich działania mają niestety charakter interwencyjny, a nie systemowy. Dlatego praca z Inicjatywą Mobilności Pracy nad dyrektywą była dla mnie jedną z pionierskich, cieszę się, że również modelową. Przez cały czas, aż do osiągnięcia kompromisu, spotykaliśmy się, rozmawialiśmy, szukaliśmy wspólnych rozwiązań. To bardzo cenne.

MOŻE CI SIĘ PODOBAĆ